W Środę Popielcową rano przy klasztorze ojców franciszkanów spotkali się: Post, Modlitwa i Jałmużna.
– Wybieram się do Nieba – zaczął Post. – Myślę, że górą trzy dni i znajdę się tam.
– Trzy dni! Też mi coś – prychnęła Jałmużna. – Ja zasłużę na Niebo w dwa dni!
Modlitwa nic nie powiedziała, ale w duchu była przekonana, że już jutro będzie w Niebie.
I tak, w Środę Popielcową pod klasztorem ojców franciszkanów Post, Modlitwa i Jałmużna postanowili jak najszybciej zasłużyć na Niebo.
*
Tego dnia Post miał ułatwione zadanie. Ściśle przestrzegał tradycji. Środa Popielcowa – trzy posiłki, jeden tylko do syta, zero mięsa. Niewielkie śniadanie zjadł już wcześniej. Natomiast na obiad była pyszna smażona ryba z ziemniakami i surówką. Najadł się, ale raz w ciągu dnia było mu wolno. Potem poszedł do sklepu po zakupy. Kupił słodki serek i rybkę wędzoną. A potem jeszcze zauważył nowy gatunek sera i też go kupił. To wszystko zjadł na kolację, pamiętając jednak, aby nie najeść się do syta.
Niestety, w czwartek rano nic się nie zmieniło. Post nie znalazł się w Niebie. Przy kubku kakao i bułce z marmoladą zastanawiał się, z czego by tu zrezygnować. Postanowił… nie jeść słodyczy. Schował głęboko do szafy torebkę z cukierkami i pudełko z ciastkami. Szafę zamknął na klucz.
– Mam to z głowy – powiedział, zadowolony z własnej zaradności.
Przez cały dzień nie zjadł nic słodkiego, nawet herbaty nie posłodził. To dopiero był post!
– Jutro będę w Niebie – rozmyślał w czasie kolacji, zajadając pieczoną nóżkę z kurczaka.
Jednak to nie pomogło. W piątek obudził się we własnym łóżku.
– A może by tak spróbować radykalnie? – zastanawiał się. – Tylko woda!
Piątek był dla niego bardzo ciężkim dniem. Post chodził rozdrażniony. Pokłócił się z sąsiadem, nawymyślał sprzedawczyni, pogonił bawiące się pod jego oknem dzieci. Ale wytrzymał cały dzień bez jedzenia.
W sobotę rano nie mógł się obudzić. Czuł się źle, a to znaczyło, że na pewno nie był w Niebie. Jeżeli tak radykalny post nie pomógł, to co jeszcze mógł zrobić?
*
Kiedy w Środę Popielcową Post poszedł do domu, Jałmużna udała się do banku. Miała trochę oszczędności. Postanowiła część z nich wydać.
– Chciałam przelać pewną sumę na konto Urzędu Miasta – powiedziała przy okienku bankowym. – Żeby wszystkim nam żyło się lepiej – dodała z uśmiechem. – Tylko proszę zaznaczyć, że to ode mnie.
Podpisała, co trzeba było podpisać i poszła do domu – przekonana, że w czwartek rano będzie w Niebie. Była przecież taka hojna!
Myliła się jednak. W czwartek nadal znajdowała się na Ziemi.
Trzeba było działać dalej. Wyjęła pieniądze z kuferka, odliczyła kilka banknotów i wyszła z domu.
– Pani kochana, da pani na chleb – usłyszała głos staruszki-żebraczki. Nawet nie spojrzała. Minęła ją szybko i poszła do szkoły.
– Tutaj są pieniądze na obiady dla biednych dzieci – powiedziała w sekretariacie.
Pani sekretarka z wdzięcznością podziękowała za dar. A Jałmużna stała dalej, jakby na coś czekała.
– Słucham? – spytała uprzejmie sekretarka. – Czymś jeszcze mogę służyć?
– Oczywiście! – oburzyła się Jałmużna. – Niech pani zapisze w księdze ofiarodawców, że te pieniądze pochodzą ode mnie! Wszystko musi być zapisane. Inaczej, kto mi uwierzy, że je dałam.
Jałmużna jeszcze przypilnowała, czy sekretarka wszystko dobrze zapisała, a potem poszła do domu.
W piątek rano Jałmużnę oślepił blask światła.
– Niebo… – wyszeptała, mrużąc oczy.
Jakże była zła, gdy okazało się, że to tylko wiosenne słońce.
– Jak to możliwe! – złościła się. – Tyle pieniędzy i nic?!
Zdenerwowana usiadła przy biurku. Wyjęła książeczkę czekową i zaczęła pisać: jeden czek na schronisko dla zwierząt, drugi dla Kościoła, trzeci dla szpitala. Wypisała dziesięć czeków. Potem osobiście zaniosła je w odpowiednie miejsca, wszędzie wpisując się w księgę ofiarodawców. Tyle pieniędzy jeszcze nigdy nie rozdała.
Sobotni poranek był jedną z najgorszych chwil w życiu Jałmużny. …Ciągle nie osiągnęła Nieba.
*
A co działo się w tym czasie z Modlitwą? Jak ona chciała zasłużyć na Niebo?
Zaraz po środowym spotkaniu z Postem i Jałmużną Modlitwa poszła do kościoła. Wyjęła różaniec, książeczkę do nabożeństwa, uklęknęła i zaczęła się modlić:
– Panie Boże, weź mnie do Nieba. Zobacz, ile czasu spędzam w kościele. Zobacz, jak długo klęczę. Weź mnie pierwszą. To ja bardziej zasługuję na Niebo niż Post i Jałmużna.
Modlitwa klęczała tak cały dzień. Jak bolały ją kolana, siadała na chwilę w ławce, a potem znowu – na kolana.
Wieczorem wróciła do domu. Przebrała się odświętnie. W Niebie chciała wyglądać jak najlepiej.
W czwartek rano Modlitwa spojrzała na wygniecioną suknię. Już wiedziała – nie zasłużyła na Niebo. Pewnie za mało się modliła.
Tym razem poszła do katedry. „To takie dostojne miejsce. Może tutaj Bóg mnie wysłucha”. Uklęknęła w pierwszej ławce, jak najbliżej ołtarza i mówiła:
– Boże, czemu nie zabrałeś mnie do Nieba? Tyle czasu się modliłam. Tak Ciebie prosiłam. Zobacz, ludzie tutaj wpadają tylko na pięć minut i zaraz wychodzą, a ja klęczę tyle godzin.
Rzeczywiście, wiele osób zaglądało do katedry na krótką chwilę. Czasami tylko przyklęknęli, szepnęli „dziękuję” i szli dalej. A Modlitwa wytrwale klęczała. Zdrzemnęła się tylko na moment, bo była już zmęczona, ale ciągle trwała.
Niewiarygodne, ale i takie poświęcenie nie pomogło. W piątek Modlitwa obudziła się nie w Niebie, a u siebie w domu.
„Teraz Ci pokażę” – pomyślała. – „W piątek mam tyle możliwości…”
Rano Modlitwa obeszła wszystkie kościoły w mieście. W każdym z nich modliła się pół godziny. Po obiedzie poszła do franciszkanów na drogę krzyżową dla dzieci. Potem na drogę krzyżową dla dorosłych do redemptorystów i jeszcze zdążyła na mszę wieczorną w katedrze. W domu wyczerpana położyła się spać.
Kiedy w sobotę rano znowu obudziła się w swoim łóżku, zrezygnowana poszła pod franciszkański klasztor. Zastała tam zniecierpliwioną Jałmużnę, a zaraz po niej przywlókł się wycieńczony Post.
*
– Oddałam tyle pieniędzy! – krzyczała Jałmużna. – I nic!
– Modliłam się trzy dni, prawie bez przerwy – żaliła się Modlitwa.
Post nie był w stanie nic powiedzieć. Zmęczony usiadł na ławce.
Kiedy tak krzyczały i żaliły się na przemian, zobaczyły postać, idącą do nich uliczką. Nie znały jej, ale ona wyraźnie wiedziała, kim są.
– Jestem Miłość – przedstawiła się postać. – Przysłał mnie Bóg.
Modlitwa i Jałmużna podeszły bliżej. Nawet Post wstał z ławki.
– To przekaż Mu – zaczęła Jałmużna – że mamy tego wszystkiego dosyć!
– Sami Mu powiecie. – Uśmiechnęła się Miłość. – Jak tylko znajdziecie się w Niebie.
– O nie! – krzyknęła Modlitwa. – Mam dosyć klęczenia!
– Ależ kochani – mówiła Miłość. – Teraz już będzie inaczej. Do tej pory zabrakło wam jednego. Zabrakło wam Miłości. Bez Miłości nie można dostać się do Nieba.
– Jak dawać pieniądze – Miłość zwróciła się w stronę Jałmużny – to z miłością i bezinteresownie.
– Jak pościć – ciągnęła – to z miłością i radośnie.
– Jak modlić się…
– Tak, wiem – wyszeptała Modlitwa. – Z miłością i nie na pokaz.
Do Niedzieli Palmowej zostało jeszcze wiele dni. Post, Modlitwa i Jałmużna mieli dużo czasu, aby się zmienić. Pomogła im Miłość. Razem zdobyli Niebo.